Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Więc to był ojciec Marjorie, ten smutny człowiek, który po wielu latach z takiem rozczuleniem mówił o żonie swej i córce, a którego los rzucił z nim razem na więzienny barłóg! Czyżby przyrzeczenie, jakie uczynił niegdyś małej swej towarzyszce zabaw, iż odszuka jej ojca, miało się spełnić nareszcie?
Ale jeżeli zdziwienie Rexa nie miało granic, cóż dopiero powiedzieć o gorączkowem zajęciu, z jakiem generał Clive słuchał opowiadania młodego człowieka! Odpowiedź sędziego Graya na jego list nie doszła go, a Percy Clive postanowił nie pisać do brata, dopóki nie będzie w możności udzielenia mu już pewnych wiadomości o jego córce. To też cały pobyt Marjorie w domu sędziego, adoptacja jej przez panią Wilder i tajemnicze jej zniknięcie, wszystko to nowością było dla jej ojca. Co się później z nią stało, Rex nie umiał powiedzieć; nadmienił tylko o nadzwyczajnem podobieństwie miss Russel do straconego dziecka. Gdy zaś dodał to, co słyszał od Dory, że młoda nauczycielka wychowana była staraniem i kosztem pana Seldena Clive, wzruszenie generała przeszło niemal w spazmatyczny rozstrój. Zasłonił oczy rękami, a silna męska jego postać drżeć poczęła jak w febrze.
— Uspokój się pan, proszę — nalegał Rex. — Nie masz mi pan za co dziękować. Było to takie miłe, śliczne dziecko, że trudno było jej nie kochać. Zachowaj pan swoją wdzięczność dla mego ojca... mego drogiego ojca...
Tu usta jego zadrżały pod ciemnym wąsem na wspomnienie tego, do którego tak gorąco tęsknił.
— Co to jest?! — zawołał po chwili, zrywając się i nadsłuchując. — Jakiś ruch niezwykły w obozie... A, tak! jak mi Bóg miły! — zawołał, gdy odgłos rotowego ognia doszedł ich zdaleka. — Ach! gdybym tam był na miejscu!... Strażniku!
Ale strażnik nie słyszał.
Cała garstka więźniów zbiła się u wejścia w jedną gromadkę, przysłuchując się ciekawie i obliczając szanse ucieczki. Szanse te jednak nie przedstawiały się świetnie, gdyż w kilka godzin później więźniowie dowiedzieli się z rozmowy żołnierzy, iż Early o świcie zaatakował unjonistów i przepędził ich o trzy czy cztery mile dalej w głąb kraju.
Po długiem i niecierpliwem wyczekiwaniu zaszła zmiana w dotychczasowem położeniu więźniów. Kilku trupjerów wpadło na odwach i kazało im się sposobić do drogi.
— Macie być zaprowadzeni do szeregów — objaśniono ich węzłowato, zbywając milczeniom ich zapytania.