Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obietnicy, cały pierwszy tydzień spędziła na wymyślaniu strojów dla przybranej swej córeczki. Zręczność i gust wytworny francuskiej panny służącej, Lizety, wystawione zostały na próbę; to też przejrzysty indyjski muślin, bogato zahaftowany i przepasany błękitną jedwabną szarfą, takiegoż koloru wstążki u włosów i złoty, cieniuchny łańcuszek na białej, obnażonej szyjce, tak dalece podniosły delikatną urodę dziewczynki, że niktby nie poznał sieroty z ochronki miss Brooks.
Marjorie tak była strapiona chorobą Reginalda, że nie zwracała żadnej uwagi na te stroje. Ze smutną, znużoną minką poddawała się wprawnym rękom Lizety, która fryzowała i zlewała zapachami bujne jej, śliczne włosy, puszczając je w złocistych lokach na ramiona. Margie posiadała jakąś wrodzoną wyższość umysłu, na której pani Wilder niebardzo umiała się poznać, a która jednakże zdradzała się w ruchach jej i zachowaniu tak, że gdy ją zobaczył nowy jej opiekun, podziękował Bogu w duchu, że kapryśny wybór jego żony padł na dziecko, posiadające coś więcej, niż urodę.
Ze swojej strony Marjorie przywiązała się do pana Wildera. Był to cichy, spokojny człowiek, różniący się we wszystkiem od swojej żony, światowej i próżnej; choć mało mówił o sobie, znany był jednak powszechnie z dobroczynności swojej.
Dziewczynka instynktownie odgadła prawą i szlachetną naturę swego przybranego ojca, dostrzegła w jego oczach wyraz szczerości, którego nie mogła dopatrzyć się w wejrzeniu pani Wilder, ani jej syna.
Horacy, czyli Horcio, jak go nazywano przez skrócenie, był to przystojny szesnastoletni chłopiec, o regularnych rysach i świeżej cerze, ale twarz jego miała wyraz tak zuchwały i wyzywający, że Marjorie mimowoli zaczęła stronić od niego. Nawykła do szczerego i przychylnego spojrzenia błękitnych oczu Reginalda, przejęta była mimowolną trwogą, ilekroć spotkała czarne, złośliwe źrenice, śledzące każdy jej ruch ze źle tajoną niechęcią.
Horacy zepsuty był do gruntu przez pobłażliwość zbyt słabej dla niego matki. Był on do wysokiego stopnia samolubny; pomiatał dumnie niższymi od siebie, a płaszczył się przed tymi, którzy zajmowali wyższe od niego stanowisko społeczne. Gdyby nie zadziwiające zdolności, jakiemi się odznaczał, nie byliby go trzymali w szkole; ale był jednym z pierwszych uczni i brał nagrody na każdym popisie. Nie uznawał niczyjej powagi nad sobą; drżał tylko przed surowym wzrokiem ojca, który umiał