Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

serdecznemi słowy. Gdy schodziły z góry, miss Brooks spotkała je w sieni.
— Oto Józia i Wiluś przyszli cię pożegnać — rzekła. — Zawsze rada będę zobaczyć cię, moja droga. Byłaś dobrem i posłusznem dzieckiem przez cały czas, który pozostawałaś pod naszą opieką. Niech ci Bóg błogosławi i dopomaga we wszystkiem!
To mówiąc, dobra kobieta ucałowała ją ze łzami w oczach.
Józia rozpłakała się na dobre, a Wiluś poszedł za jej przykładem. Marjorie uścisnęła ich gorąco, przyrzekając, że nigdy o nich nie zapomni i przyjdzie ich odwiedzić, jak tylko będzie mogła najprędzej.
Podziękowawszy serdecznie miss Brooks za opiekę jej i macierzyńską troskliwość, wyszła z Metą, oglądając się za pozostającymi, którzy stali w oknie, powiewając chustkami na pożegnanie.
Pani Edmundowa Livingstone uczyniła wszystko, co było w jej mocy, aby uprzyjemnić Marjorie pobyt w jej domu. Ale uśmiech rzadko pojawiał się na smutnych ustach sierotki: dniem i nocą martwiła się o Reginalda. Daremnie próbowano ukrywać przed nią zatrważające wiadomości o stanie chorego. Stała przy drzwiach, czekając na posłańców, wywiadywała się, jak mogła, od sług, nikła i mizerniała w oczach, jakby cień wielkiego nieszczęścia padł na nią samą.
Wieczorem, w wilję swego wyjazdu, stała, jak zwykle, milcząca i przygnębiona w oknie, patrząc zawsze w jedną stronę, gdy naraz ujrzała sędziego Graya, zmierzającego ku domowi.
— Pan sędzia, twój wujaszek! Meto — krzyknęła radosnym głosem, w którym przebijała się jej tłumiona tęsknota. — Regie pewnie jest zdrowszy!
Z wyciągniętemi rączkami wybiegła na jego spotkanie i, łkając cicho, padła mu w objęcia, które mocno tuliły sierotę do piersi.
— Margie! — zawołał głos serdeczny — maleńka moja Margie! Czyż mogłaś przypuścić, że ci pozwolę odjechać, nie zobaczywszy się z tobą?
— Nie — cicho odparła dziewczynka. — Proszę pana, jak się ma Regie?
Cień smutku przemknął po twarzy sędziego.
— Zdaje się, że cokolwiek lepiej... ale jeszcze niema nic pewnego.
Marjorie ukryła twarzyczkę swą w rękach, a jęk boleści wydobył się z jej piersi.