Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na te słowa Regie o mało nie zadławił się od śmiechu, nawet miss Rachela zaledwie zdołała utrzymać swoja powagę.
Przez dzień cały dziecinna wyobraźnia Margie podnieconą była do wysokiego stopnia opowiadaniem Rexa o cudach i niespodziankach, kryjących się za szczelnie zamkniętemi drzwiami bibljoteki. Dzień ten wydawał im się nieskończenie długim, pomimo wesołego obiadu u babci, której stół był zastawiony rozmaitemi łakociami.
O godzinie 5-tej rodzina zaczęła się schodzić, a młodzież zebrała się bardzo licznie. Pani Marston przyprowadziła trzy swoje córki; brat sędziego, pan Norton Gray, czterech chłopców i maleńką, trzyletnią córeczkę, a pani Maxwell, jedyna córka babci Livingstone, przybyła z siedmiorgiem dzieci, z których Persy, student z uniwersytetu w Kambridge (Kembridż), o dwa lata był starszy od Reginalda. Po nim następowała Klara, siedemnastoletnia panienka, która za rok już wystąpić miała w świecie jako dorosła panna.
Pani Marston stanowiła wzór elegancji dla Klary, która zachwycała się właśnie jej wachlarzem ze strusich piór.
— Czy widziałaś kiedy w życiu coś piękniejszego? — mówiła do Mety Livingstone.
Meta, wesoła i pełna prostoty i swobody piętnastoletnia dzieweczka, ulubiona przez Reginalda z pomiędzy licznych kuzynek, rozśmiała się.
— Moja Klaro, przyznam ci się, że się wcale na tem nie znam.
Tymczasem Margie, walcząc ze swoją nieśmiałością, stała ukryta za krzesłem miss Racheli i przyglądała się zabawom hałaśliwej dziecinnej gromadki.
— Gdzie może być pan sędzia? — zapytywała siebie w duchu. — Nie widziałam go od obiadu. A Regie? Serduszko jej uderzyło niepokojem na myśl, iż może o niej zapomniał.
Wtem drzwi bibljoteki nagle się otworzyły i w tej samej chwili ktoś pochwycił ją i uniósł do góry.
— A co, maleńka? czy widziałaś kiedy podobnie wspaniałą choinkę? — wesoło zapytał Rex, podtrzymując ją, aby nie spadła ze stołka, na którym ją postawił.
W pośrodku obszernej sali stało drzewo, wierzchołkiem sięgające niemal sufitu. Na zielonych gałązkach, oświetlonych różnokolorowemi stoczkami, wisiało mnóstwo książek, zabawek i łakoci, dokoła których dzieci cisnęły się w radosnem oczekiwaniu.
— Zaczynajmy! — wołała Lilka, niecierpliwiąc się. — Ta śliczna lalka z włosami to pewnie dla mnie!...