Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szą drogę odbyć mieli koleją. Margie nigdy przedtem nie widziała kolei, to też przestraszyła się bardzo, widząc wielką czarną lokomotywę, pędzącą ku nim całą siłą. Uchwyciła mocno rękę pana Stevensa, który, spojrzawszy na nią, spostrzegł, iż była bardzo bladą.
— Boisz się, mała? — zapytał. — Zapomniałem, że nie jeździłaś koleją. Nie powinienem był podchodzić tak blisko.
— Widziałam obrazek, przedstawiający taką maszynę — drżącym jeszcze głosem odparła dziewczynka, siadając w kąciku wagonu. — Ale czemu to tak syczy i parska?
Pan Stevens rozśmiał się.
— Ależ to para... — przerwał, widząc ze zdziwionego spojrzenia, jakie rzuciła, iż mała nic nie rozumie. — Gdy będziesz starsza, wytłumaczą ci to. Nie bój się tylko! Ot, widzisz, pociąg rusza z miejsca. Patrz, jak domy i drzewa uciekają przed nami.
Oswoiwszy się z ruchem, Margie z ciekawością zaczęła się rozglądać dokoła, a wielkie, siwe jej oczy chciwie chwytały każdy szczegół krajobrazu. Potem zaczęła się przypatrywać towarzyszom podróży, między któremi znajdowała się kobieta z małem dziecięciem na ręku. Margie lubiła bardzo dzieci, to też miała wielką ochotę podejść do chłopczyka, który wyglądał tak biało i różowo, a czysto, jak żadne z dzieci, które dotąd widziała. Takie śliczne miał dołeczki na buzi, i tak uśmiechał się ładnie, że dziewczynka bardzo pragnęła ucałować go w te rumiane usteczka i ofiarować mu jabłuszko, podarowane jej przez panią Merill. Nie śmiała jednakże tego uczynić. Następnie uwaga jej zwróconą została na dziewczynkę, mniej więcej w jej własnym wieku, ubraną w granatową sukienkę, oszytą futerkiem i w czarny aksamitny kapelusz, z którego spływało długie strusie pióro. Rozpatrując z ciekawością szczegóły tej tualety, nie spostrzegła, jak czas szybko upływał. W Binghampton pan Stevens przyniósł jej z bufetu parę ciastek i pomarańczę. Posiliwszy się, Margie zasnęła, oparłszy główkę o poręcz siedzenia i obudziła się dopiero wtedy, gdy uczuła dotknięcie ręki Stevensa.
— Przespałaś się dobrze, kochaneczko — rzekł, widząc ją zrywającą się ze strachem i nie mogącą narazie opamiętać się, gdzie jest — a teraz wstawaj! już dojeżdżamy do miejsca! Nie zdziwiłbym się, gdybyśmy zastali sędziego Graya, czekającego na nas. A co? nie mówiłem? Otóż i on! — dodał, widząc mężczyznę, podchodzącego spiesznie do drzwiczek wagonu. — Jesteśmy, kochany sędzio.
Z okrzykiem radości dziewczynka poskoczyła w wyciągnięte ku niej ramiona, które utuliły ją z całej mocy.