Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/710

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tęsknota będzie męczyć coraz więcej i więcej? — pytała.
— Cóż? Pogodzimy się z nią, jak z nową koniecznością życia. Ale tego niema u nas i nie może być! Te twoje tęsknoty — to powszechna niedola ludzkości. Na ciebie bryznęła jedna kropla tylko. Wszystko to straszne, gdy człowiek odrywa się od życia... kiedy braknie punktu oparcia. A u nas? Daj Boże, ażeby tęsknoty twoje i niepokoje były tem czem myślę, że są, a nie początkiem jakiejś choroby. to byłoby gorzej. Byłoby to nieszczęście przed którem padłbym bez obrony, bez siły... A te mgły, te tęsknoty, te jakieś wątpliwości i nie rozwiązane pytania, czyż mogą nas pozbawić naszego szczęścia, naszej...
Andrzej nie dokończył. Olga jak szalona rzuciła mu się w objęcia i jak bachantka w bezwładnem zapomnieniu zamarła na chwilę, objąwszy jego szyję rękami.
— Uważaj, ażeby złośliwy los nie podsłuchał twoich skarg — zakończył Andrzej zabobonną uwagą, wywołaną miłosnem przewidywaniem — i nie uważał tego za niewdzięczność. On nie lubi, gdy dary jego nie są ocenione należycie. Do tej chwili ty dopiero zapoznawałaś się z życiem, a trzeba będzie doświadczać jeszcze jego ciosów. Chroń swoje siły na tę chwilę, kiedy się życie rozigra, gdy przyjdą gorycze i troski — a one przyjdą z pewnością — wówczas... nie do pytań i wątpliwości... Oszczędzaj siły! — przemówił cicho, w odpowiedzi na jej namiętne uniesienie.
W słowach jego czuć było jakiś smutek, jak gdyby oglądał już zdaleka — gorycz i troski życia.
Olga milczała, jakby chwilowo była dotkniętą