Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zesztywniała i ledwie nie krzyknęła, gdy Obłomow zbliżył się do niej. Spąsowiała cała, gdy ją zapytał:
— Jak się pani czuje po dniu wczorajszym?
— Małe nerwowe rozdrażnienie — odpowiedziała prędko. — Ciotka mówi, że trzeba wcześniej iść spać... To niedawno ze mną...
Nie dokończyła i odwróciła się, jak gdyby prosiła o litość. Co ją tak poruszyło? Sama nie wie. Dlaczego ją gryzło i paliło wspomnienie wczorajszego wieczoru i dziwnego rozstroju nerwów?
I wstyd jej czegoś było i zła była na kogoś — może na siebie, może na Obłomowa. A niekiedy zdawało jej się, że Obłomow milszym stał się dla niej, bliższym, że czuje pociąg do niego... do łez prawie, jak gdyby czuła, że w dniu wczorajszym między nim a nią zaszło jakieś powinowactwo.
Olga długo nie mogła usnąć. Rano długo wzburzona przechadzała się sama aleją od parku do domu i z powrotem, myślała o czemś, gubiła się w domysłach, to była pochmurną, to nagle oblewała się rumieńcem i uśmiechała się do czegoś — lecz do żadnych stanowczych myśli nie dochodziła.
— Ach, Soniczko! — mówiła w gniewie. — Jakaś ty szczęśliwa! Wnet odgadłabyś zagadkę!
A Obłomow? Dlaczego stał się jakby niemym i nieruchomym wczorajszego wieczora, chociaż gorący jej oddech palił mu policzek, a łzy piekące spadały mu na rękę, chociaż niósł ją prawie w swoich ramionach do domu i słyszał nieskromny szept jej serca. A inni? Inni patrzą tak zuchwale...
Chociaż Obłomow przeżył młodość w otoczeniu towarzyszy wszystko wiedzących, którzy już dawno rozwiązali wszystkie kwestje życia, w nic nie wie-