Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/398

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dlaczegoż ja mam żyć, jak skazany do ciężkich robót? To Andrzej tylko wymyślił: „pracuj, pracuj jak koń!“ Dlaczego? Nie jestem głodny, nieodziany. Olga znowu mnie zapytywała, czy mam zamiar pojechać do Obłomówki?...
Usiadł pośpiesznie i począł pisać, kombinować, jeździł nawet do architekty. Wkrótce na niewielkim stoliku leżał plan domu i ogrodu. Dom mieszkalny dla rodziny, obszerny, z dwoma balkonami.
— Tu ja, tu Olga, tutaj pokój sypialny, tam dziecinny... — mówił uśmiechając się. — „Ale chłopi, chłopi!“ — myślał — i uśmiech znikał, a występowała natomiast zmarszczka na czole. Sąsiad pisze szczegółowo — mówi o orce, o omłotach... Jakie nudy! i proponuje na wspólny koszt zbudować drogę do wielkiej handlowej osady... most przez rzekę. Prosi na ten cel o trzy tysiące, chce dług zaciągnąć na Obłomówkę... A skąd ja mam wiedzieć, czy to potrzebne? Czy będzie z tego pożytek? Czy mnie nie oszukuje? Przypuśćmy, że nie, jest to człowiek uczciwy, Sztolc zna go, ale i on przecież może się omylić, a ja wydam pieniądze! Trzy tysiące — to wiele! Skąd wziąć? Nie — to straszne! Pisze jeszcze, ażeby niektórych chłopów wysiedlić na puste pola, żąda rady jak najśpieszniej. Obowiązuje się wysłać wszystkie papiery, potrzebne dla zaciągnięcia długu na majątek. Mam mu przysłać pełnomocnictwo, zaświadczone w izbie sądowej — oto czego mu się zachciewa! A ja nie wiem nawet, gdzie są te urzędy.
Już minął drugi tydzień, a Obłomow nie odpowiedział na list, tymczasem nawet Olga zapytuje go, czy był już w Izbie sądowej? Niedawno Sztolc pisał do niego i do niej z zapytaniem: „co on robi?“