Strona:PL Gloger-Encyklopedja staropolska ilustrowana T.3 038.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Opierał się jej król długo, aż rokosz rycerstwa zmusił go do ustąpienia z tronu i pójścia na wygnanie. W podziałach Krzywoustego biskup poznański udał się do obozu Władysława, kiedy ten książę trzech młodszych braci oblegał, i rzucił nań klątwę. Straszna ta broń duchowna nie zawsze skutkowała, gdy trafiła na silnego przeciwnika. Henryk I, książę wrocławski, mąż św. Jadwigi, pierwszy okazał, że mu klątwa niesprawiedliwa arcybiskupa gnieźnieńskiego nic nie szkodziła. Klątwy w wiekach barbarzyństwa i rozkiełznanych namiętności były prawie jedynym hamulcem na zbrodnie francuskiego i niemieckiego możnowładztwa. U nas dotknęły wielkopolskie rody Nałęczów i Zarębów, za współkę przy zabójstwie, na Przemysławie II popełnionem, od r. 1296 do czasów Kazimierza Wielkiego. Długi czas nie było im wolno stawać z innem rycerstwem do boju, ani nosić sukni szkarłatnych, bo wedle współczesnego przysłowia tylko „Cnota w czerwieni chodzi.“ Klątwy przywracały nieraz spokój między zwaśnionymi. Kazimierz Wielki postanawia w statucie wiślickim, że przeciąg roku ma stanowić, czy kmieciom ma być wolno opuścić pana wyklętego. Jeżeli kto podawał świadków wyklętych, nie mogąc innych znaleźć, mógł prosić władzy duchownej, aby na czas składania przysięgi zdjęto z nich klątwę, na co jeżeli się ta władza zgodziła, wyklęci mogli być przypuszczeni do przysięgi. W XVI wieku zaczęto tej broni używać zbyt samowolnie. Klątwą grozili swym parafjanom plebani, a nawet zdarzało się, że prosty klecha czyli zakrystjan, mając spór o dziesięcinę z kmieciami, brał stułę, dzwonek, książkę i z zapaloną świecą do chaty wieśniaka wszedłszy, dzwonił i odczytywał straszną formułę klątwy. Z początku przerażało to wieśniaków, ale gdy spowszedniało, zdarzało się, że idącego z klątwą klechę podążyli pierwej obić, zanim ją przeczytał, i zmusić do ucieczki. Wszyscy, którzy się pojedynkowali, powinni byli podpadać klątwie, lecz po odbytej spowiedzi i za oświadczeniem skruchy, unikali zwykle takowej. Mamy zachowane szczegóły klątwy rzuconej na Aleksandra Koniecpolskiego, który narzeczoną swoją, Zofję Dębińską, porwał przemocą z klasztoru św. Agnieszki w Krakowie. Gwałt na klasztor wywołał klątwę na głowę winnego. D. 4 maja 1612 roku, w kościele Wszystkich Świętych w Krakowie, biskup krakowski ubrany pontificaliter, otoczony 12-tu prałatami, trzymając w ręku zapaloną świecę, stanął na stopniach wielkiego ołtarza. Po chwili zabrzmiał poważny śpiew psalmu: Deus laudem meam i bito w jedną tylko stronę dzwonu powoli. Jeszcze ten smutny dźwięk nie ustał, kiedy biskup podniósł straszny głos klątwy: „Wyklęty jest Aleksander Koniecpolski, ze wszystkimi, co mu radę i pomoc jakimkolwiek sposobem dawali. Przeklęty niechaj będzie w domu i na dworze, przeklęty w mieście i na roli“ i t. d. i t. d. Skończywszy odczytanie klątwy, biskup zgasił świecę i rzucił, jakoby na znak, że wyklęty tak zgasnąć powinien w pamięci Kościoła i ludzi, a towarzyszący kapłani chórem ponuro wyrzekli: fiat! fiat!

Klecha, sługa kościelny w dawnych czasach. Brückner uważa ten wyraz za zdrobnienie kleryka. Jak od brata, brach, od plebana plech, tak z kleryka miał powstać klech czyli klecha. Do niego należało otwierać i zamykać kościół, dzwonić, utrzymywać w porządku kościół i sprzęty kościelne, strzedz całości tychże, piec opłatki, odbierać dla plebana od parafjan dziesięcinę, bakałarzować w szkółce parafjalnej, a nieraz plebanowi drew narąbać, siano grabić i snopy w stodole układać. Klecha zawiadywał szpitalem parafjalnym, zbierał zioła lecznicze i przyrządzał maści, a za to wszystko otrzymywał od parafjan masło, chleb, gomółki, ja-