Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/740

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Następnego dnia rozkazał sułtan ustawić w swej komnnacie wielkie łoże, na które rzucono materace aksamitem i złotą lamą pokryte. Nad łożem wznosił się baldachim, wyhaftowany w misterne skręty drogiemi kamieniami i wielkiemi jak groch perłami.
Dwie cudnej roboty poduszki na węzgłowiu umieszczono. Poczem sułtan polecił ubrać pana Torello, który tymczasem prawie całkiem do sił przyszedł, w saraceńską szatę, tak bogatą i piękną, iż drugiej takiej chyba ma całym świecie nie masz, a na głowę włożyć mu jeden z najświetniejszych zawojów swoich.
Tymczasem noc nastała. Wówczas Saladyn z wieloma dostojnymi panami wszedł do komnaty pana Torello, usiadł przy nim i płacząc rzewliwie, w te słowa przemówił:
— Panie Torello! Oto zbliża się godzina rozłąki naszej. Ponieważ ze względu na sposób podróży waszej, nie mogę wam ani sam towarzyszyć, ani nikogo do kompanji wam przydać, muszę tedy tutaj na miejscu z wami się pożegnać. Po to tu właśnie teraz przyszedłem.
Zanim jednak Bogu was polecę, zaklinam was na miłość i przyjaźń, jaka nas łączy, abyście o mnie pamiętali, i aby po ukończeniu różnych spraw w Lombardji, przed śmiercią moją jeszcze raz przybyć tu raczyli. Dacie mi możność nie tylko ujrzenia was znowu, co mnie najżywszą napełni radością, ale, co więcej, naprawienia winy, w którą z powodu tak wielkiego pośpiechu waszego, obecnie popaść muszę. Nim się to jednak stanie, zechciejcie jaknajczęściej obdarzać mnie listami i żądać ode mnie, czego tylko chcecie, zaprawdę bowiem nikomu na świecie równie użytecznym być nie pragnę, jak wam, o mój przyjacielu!
Pan Torello na te słowa nie mógł się od płaczu powstrzymać i dlatego też odpowiedział głosem od łez przerywanym.
Rzekł, iż niemożliwą to jest rzeczą, aby kiedykolwiek o dobrodziejstwach Saladyna i wielkoduszności jego zapomniał i że do wszystkich jego życzeń się zastosuje, jeśli mu Bóg tylko jeszcze kilku lat życia udzieli.
Saladyn uściskał go tkliwie, ucałował, rzekł:
— A więc Bogu cię polecam!
Poczem pożegnał go raz jeszcze. Po chwili wszyscy udali się do komnaty, w której stało łoże, dla pana Torello przygotowane.
Tymczasem noc zapadła. O zmroku zjawił się czarodziej, niosąc w ręku czarę z napojem. Czarodziej podał tę czaszę panu Torello, prosząc, aby ją wychylił. Pan Torello uczynił to i zapadł w sen głęboki. Na rozkaz Saladyna