Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/686

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

donna Catalina, żonie niejakiego Niccoluccio Caccianimico. Nie mogąc jednak jej wzajemności pozyskać, odjechał, pełen rozpaczy, do Modeny, gdzie go podestą mianowano.
Wkrótce po jego odjeździe, gdy Niccoluccia także w Bolonji nie było, żona jego, spodziewająca się właśnie potomka, przebywała w jednej ze swoich posiadłości wiejskich, o trzy mile od miasta oddalonej. Pewnego dnia zachorowała nagle i to tak gwałtownie, iż wkrótce życie w niej wygasło i doktorzy za zmarłą ją uznali. Ponieważ zaś, wedle obliczenia krewnych, dziecię, które w swem żywocie nosiła, nie prędko jeszcze na świat przyjść miało, złożono ją tedy wśród oznak powszechnego żalu w grobowcu, w pobliskim kościele się znajdującym.
Pan Gentile dowiedział się o tem wszystkiem od jednego ze swoich przyjaciół. Mimo, iż zmarła zbyt łaskawą dlań nie była, odczuł wielki ból z powodu jej zgonu i rzekł:
— Nie ma cię już wśród żywych, madonno Catalino! Dopókiś żyła ani jednego przychylnego spojrzenia od ciebie uzyskać nie mogłem. Teraz jednakoż, gdy już oporu stawiać nie możesz, pójdę i będę się starał złożyć choć kilka pocałunków na twojem czole. Poczem wydał rozkaz, aby o jego odjeździe zamilczono i, wsiadłszy nocą na koń, w towarzystwie jednego zaufanego sługi, dotarł wreszcie, jadąc bez popasu, do miejsca, gdzie spoczywały śmiertelne szczątki damy. Po przybyciu otworzył grobowiec, wszedł doń ostrożnie, położył się obok zmarłej, zbliżył twarz swoją do jej oblicza i obsypał je pocałunkami, rzewliwe łzy wylewając. Ponieważ jednak ludzie zakochani w pragnieniach swoich na byle czem nie zwykli są poprzestawać, tedy i pan Gentile, mając się już ku odejściu, pomyślał sobie:
— A dlaczegóżbym, skoro już tu jestem, nie miał dotknąć się jej piersi? Wszak stanie się to poraz pierwszy i ostatni w życiu.
Ulegając temu pragnieniu, wyciągnął rękę i położył ją na piersiach zmarłej. Po chwili zdało mu się, że czuje lekkie bicie jej serca. Z początku wielce się zatrwożył, opamiętawszy się jednak i wytężywszy całą uwagę, stwierdzał, że dama nie umarła i że życie jeszcze się w jej piersi kołacze. Podniósł tedy umarłą z największą ostrożnością. Wydobył ją przy pomocy sługi swego z grobowca, wziął przed siebie na koń i, przez nikogo nie dostrzeżony, dowiózł ją do domu swego w Bolonji.
Matka jego, roztropna i szlachetna białogłowa, dowiedziawszy się szczegółowie od syna o całym przebiegu sprawy, szczerem współczuciem zdjęta, ka-