Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/622

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziewczyna powtórzyła te słowa swemu panu. Po chwili przybył Bruno wraz z doktorem, który, usiadłszy poważnie na brzegu łoża, począł Calandrinowi puls macać. Dokonawszy tego, rzekł doń w przytomności żony Calandrina, oczekującej z trwogą na orzeczenie doktora.
— Słuchaj, Calandrino, jeśli chcesz, abym ci wszystko szczerze, jak na przyjaciela przystało, powiedział, to rzeknę, że jesteś brzemienny.
Calandrino, usłyszawszy te słowa, zaczął jęczyć żałośliwie, poczem zawołał do żony swojej:
— Biada mi, Tesso, to tyś mi tego zła narobiła, bowiem zawsze chcesz być na wierzchu! Przecież nieraz cię przestrzegałem.
Pani Tessa, białogłowa nader obyczajna, spłonęła rumieńcem, spuściła oczy i, nie rzekłszy ni słowa, wyszła z komnaty.
Calandrino ani na chwilę nie przestawał jęczyć i wołać:
— Biada mi, nieszczęsnemu! Cóż ja teraz pocznę; jak to dziecię i którędy na świat wydam? Ach, widzę dobrze, że ta przewrotność żony mojej życia mnie pozbawi. Bodajby ją Bóg zatracił! Wówczas umarłbym z niejaką pociechą. Gdybym był zdrów, pobiegłbym za nią i wszystkie kości jej pogruchotał. Ale dobrze mi tak, gdyż nie powinien był jej nigdy na wierzch puszczać. Jeżeli wyjdę cało z tej biedy, to żona moja umrze pierwej z żądzy, nim jej na coś podobnego pozwolę.
Bruno, Buffolmacco i Nello, słysząc te brednie Calandrina, o mało się że śmiechu nie zadusili, pohamowali się jednakoż i poważne miny zachowali. Mistrz Barania Głowa śmiał się zato z całego gardła, tak iż wszystkie zęby można mu było policzyć. Po chwili Calandrino począł zaklinać doktora najsłodszemi słowy, aby mu w tem nieszczęściu pomocą i radą służyć zechciał.
— Nie dręcz się i nie lękaj, Calandrino — odparł na to doktór — poznaliśmy się bowiem, dzięki Bogu, odrazu na twojej chorobie. Mam nadzieję, że bez wielkich trudności w ciągu kilku dni uwolnić cię od niej zdołam. Radzę ci jeno, abyś nie wzdragał się z wydaniem pieniędzy, na różne leki przeznaczonych.
— Ach, oczywista, że je wydam, drogi mistrzu — odparł Calandrino — tylko ratuj mnie, na miłość Boską. Posiadam dwieście dukatów, za które dom sobie kupić chciałem. Jeśli potrzeba, zabierz je wszystkie, ale nie dopuść, abym zległ, nie pojmuję bowiem jakbym to nawet uczynić zdołał. Słyszałem nieraz, jak wrzeszczą białogłowy przy porodzie. Jeżeli one tak