Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/482

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wielce mnie swojem zuchwalstwem obraził. Jakże się mógł odważyć aż tak daleko tego człeka ścigać? Gdzie jest ów młodzian?
— Nie wiem, gdzie się ukrył — odparła pani Izabella.
Wówczas mąż pani Izabelli zawołał gromkim głosem:
— Młodzieńcze, wyjdź bez obawy!
Leonetto, który wszystko wybornie był słyszał, uczynił pozór zestrachanego wielce. Ujrzawszy go, gospodarz spytał:
— O co się wadzicie z panem Lambertuccio?
— Nie wiem, panie — odparł Leonetto — o co mu poszło, i dlatego zdaje mi się, że albo musi być niespełna zmysłów, albo też że wziął mnie za inną osobę. Spostrzegłszy mnie na gościńcu, niedaleko od willi waszej, natychmiast wydobył miecz i krzyknął: — „Zginąłeś, zdrajco!“ Oczywista, że nie pytałem, w czem rzecz, ale zemknąłem co tchu i wpadłem tutaj, gdzie dzięki Bogu i tej szlachetnej damie ratunek znalazłem.
— Rad jestem z tego niezmiernie — odrzekł mąż pani Izabelli. — Zbądź się teraz wszelkiej obawy, odwiozę cię bowiem cało i zdrowo do domu. Może kiedyś się dowiesz, czego ów rycerz chciał od ciebie.
Poczem mąż pani Izabelli zaprosił Leonetta na wieczerzę, a po wieczerzy do Florencji go odwiózł. Leonetto tegoż jeszcze wieczora porozumiał się tajnie z rycerzem Lambertuccio. Dzięki tej rozmowie mąż pani Izabelli nie dowiedział się nigdy, jak i z kim żona go zdradziła.