Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/404

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Byłam jak jagnię, które się nie broni,
Z ufnością wełnę oddające białą.
Srogoś mi spłacił tę ufność zuchwałą!

I w czyją mnie to podałeś niewolę?...
W tyrana władzę, co, mych łez niebaczny,
Codzień jęk ze mnie wydziera rozpaczny
I kląć mi każe nędzną moją dolę.
Próżne łzy jawne, próżne skryte bole!
Cierpienie, które siły moje kruszy,
Nie zdoła zmiękczyć jego twardej duszy.

Na wiatry idą skargi moje mnogie,
On na nie głuchy, jak głaz, głuchy na nie!
Już mnie opuszcza siła i wytrwanie
Życie mi cięży — a umrzeć nie mogę!
O Panie — wejdźże w życia mego drogę,
I daj, co w mocy Twej leży jedynie.
Niech i on dla mnie trawi się i ginie!

Lub, jeśli Twojej sprzeciwia się chęci
Złączyć nas słodkiej namiętności siłą.
Chciej wreszcie zerwać tę spółkę niemiłą,
Wydrzej go z mojej myśli i pamięci;
Niech nowy powab duszę moją znęci,
A na mej twarzy z radosną godziną
Róże i lilje wówczas się rozwiną.

Eliza głębokiem westchnieniem piosenkę swoją skończyła. Wszyscy dziwili się jej treści i odgadnąć nie mogli, jakie przyczyny Elizę do odśpiewania jej pobudziły. Poczem król polecił Tyndarowi przynieść kobzę i dał towarzystwu znak do tańca. Długo trwała taneczna ochota, tak długo, że już późną nocą wszyscy na spoczynek się udali.