Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tach, wolał siedzieć w kuchni, gdzie mu było lepiej, niźli słowikowi wśród zielonych gałęzi, szczególniej, jeśli w niej gładką jakąś dziewczynę obaczył. A właśnie w tej chwili spostrzegł przez okno krępą, tłustą i niskiego wzrostu białogłowę, mającą piersi, jak dwa kosze i twarz, któraby jej prawo należenia do rodu Baroncich dać mogła. Oblicze to było przytem dymem okopcone i świecące się od tłuszczów. Jak hiena, która na padlinę chce się rzucić, wypadł Guccio z komnaty, zapominając o rzeczach brata Cipolli i o świecie całym. Wszedłszy do kuchni, siadł koło komina, chocia był to sierpień dopiero, i począł rozmawiać z kucharką, która imię Nuty nosiła. Powiedział jej, że dla osobnych swoich przymiotów szlachectwo otrzymał, a takoż oznajmił jej, że posiada wiele fałszywych florenów, nie licząc tych, które ludziom jest winien — takich takoż mu niebrak. Nie zważając na swój kapelusz, tak brudny i zatłuszczony, że tłuszczu tego starczyłoby na wielki kocioł zupy w klasztorze w Alto Pascio, na swój kaftan, pokryty łatami i przesycony potem koło kołnierza, kaftan, tyloma kolorowemi plamami zasiany, iż żadna tatarska lub indyjska materja nigdyby w paragon z nim wchodzić nie mogła, na swoje dziurawe pończochy i zdarte buty, mówił z dziewczyną w ten sposób, jakby był królem Kastylji. Obiecywał jej, że ją oporządzi, przystroi i uwolni od przymusu służenia u obcych ludzi. Nie obiecując jej wielkich bogactw, dawał jej jednak nadzieję na znaczną losu poprawę. Mówił jeszcze o wielu rzeczach z wielką w swoje słowa wiarą, aliści wszystkie jego przedstawienia a obietnice żadnego skutku nie odniosły, jak to się zwykle zresztą zdarzało.
Dwaj młodzi żartownisie zastali tedy Guccia, uwijającego się koło Nuty. Niezmiernie ukontentowani z tak pomyślnego obrotu rzeczy, pospieszyli do komnaty brata Cipolli, stojącej otworem. Pierwszą rzeczą, którą pochwycili, była torba mnicha, podejrzewali bowiem, że w niej cudowne pióro znajdować się może. W samej rzeczy znaleźli je w puzderku, owiniętem po kilkakroć w grubą materję. Było to pióro, wyrwane z ogona papugi. Lud mógłby był uwierzyć w słowa brata Cipolli, bowiem podówczas różne egipskie zbytki a wymysły, które później na znaczną szkodę naszą w całej Italji się rozpowszechniły, jeszcze do Toskanji nie przeniknęły. Dwaj krotochwilnicy, uradowani, że znaleźli pióro, wzięli je ze sobą, a dla niepoznaki napełnili puzdro węglami, które w kącie komnaty na ziemi ujrzeli. Poczem zamknęli je, przywiedli wszystko do pierwotnego stanu i, niepostrzeżeni przez nikogo, powrócili ze zdobyczą do domu, gdzie jęli czekać niecierpliwie, jak się wykręci brat Cipolla, znalazłszy węgle, zamiast pióra. Tymczasem mężczyźni i białogłowy,