Strona:PL Giovanni Boccaccio - Dekameron.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

iż dobrze będzie dać mu tę wolność, aby w przypadku, gdy towarzystwo już znużone będzie, rozweselił wszystkich nieoczekiwanie jakąś zabawną historją; dlatego też, naradziwszy się z innymi, na prośbę jego przystała.
Później wszyscy podnieśli się i skierowali kroki swoje ku przezroczej rzece, która wody swoje toczyła z pagórka w dolinę, zacienioną drzewami, płynąc pośród kamyków i traw zielonych. Tutaj buty zdjąwszy i ramiona obnażywszy, weszli do wody i igrali w niej wesoło. Gdy się godzina wieczerzy zbliżyła, wrócili do pałacu i pożywili się ze smakiem. Po wieczerzy przyniesiono instrumenty muzyczne. Królowa dała znak, aby rozpoczęto tańce, którym Lauretta przewodzić miała. Emilja, pod dźwięk fletni Dionea, odśpiewała kanconę miłosną:

Tak jestem dumna z lic moich piękności,
Że nigdy inne kochanie
Mną nie owładnie, ni w sercu zagości.
Patrzę na siebie i w piękna odbiciu
Znajduję wieczne źródło upojenia.
Zdarzenia, myśli, sny o przyszłem życiu
Nigdy mi mego nie zaćmią marzenia.
Jakież to inne żądze, czy pragnienia
I jakież inne kochanie
Mogłoby przybyć tu, do serca w gości?

Gdy kiedykolwiek je dla swej rozkoszy
Przywołam — dąży już na me spotkanie,
Cierpienie z serca, smutek z myśli płoszy.
A tak jest piękne, że nie znajdzie na nie
Stosownych pochwał ten, komu kochanie
Z podobną siłą w duszy nie zagości.

Gdy wzrok oderwę od swojej postaci,
Tęsknota serce w piersiach rozpłomienia
I krew goręcej w żyłach mi szkarłaci.
Snów najtajniejszych oglądam wcielenia,
Bo czar piękności wszystko wkrąg przemienia
W szczęście i zachwyt, co przychodzi w gości
Do ludzi własną miłujących krasę.