Strona:PL Gaskell - Szara dama.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

waniu rozkazów służącej, ażeby nam szybko przyniosła podwieczorek. Wszedł za nami do altanki zobaczyć, czy czego nie zapomniano, poczem obszedł i inne, ażeby sprawdzić, czy wszyscy goście są dobrze obsłużeni; podczas tego spaceru ów zadowolony i szczęśliwy człowiek pogwizdywał jedną z najsmutniejszych melodyj, jakie zdarzyło mi się słyszeć.
— Młyn ten, a raczej grunt — objaśnia ktoś ze znajomych — od niepamiętnych czasów jest własnością jego rodziny. Mówię grunt, bo już dwa razy młyn był spalony przez Francuzów, to też jeśli kto chciałby doprowadzić Scherera do wściekłości, niech tylko wspomni Francuzów.
W tej właśnie chwili młynarz, skończywszy przegląd, schodził po schodkach z nieco wyżej położonego ogródka do swego mieszkania, pogwizdując wciąż ową tęskną nutę. Nie mieliśmy zatem sposobności wywołania jego gniewu.
Zaledwie skończyliśmy pić kawę z dobremi ciasteczkami, kiedy grube krople deszczu zaczęły padać na nasze liściaste pokrycie; krople te, zrazu rzadkie, przemieniły się w ulewę, tak że wszyscy goście śpiesznie poczęli uciekać, jedni do oczekujących na nich powozów, drudzy szukając innego schronienia.
Na schodkach ukazał się młynarz z ogromnym czerwonym parasolem, za nim córka i parę służących uzbrojonych też w deszczochrony.
— Wejdźcie, państwo, do domu, bardzo proszę! To letnia burza, która równie prędko przeleci, jak przyszła. Proszę za mną.
Skorzystaliśmy z zaproszenia i weszliśmy naprzód do kuchni. Takiego szeregu błyszczących