Strona:PL Gaskell - Szara dama.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem, a która nadużywając mego zaufania uciekła zapewne do kochanka, zabierając ze sobą klejnoty, pieniądze i wszystko co jej wpadło pod rękę. Może pani coś o niej słyszała, a może tędy przechodziła? Towarzyszyła jej niegodziwa panna służąca, którą nieszczęsny sam z Paryża sprowadziłem, nie domyślając się, jaką żmiję wpuszczam do domu!
— Czyż być może! — zawołała kowalowa.
Amanda nie przestawała gwizdać, tylko nieco ciszej, żeby nie przeszkadzać rozmowie.
— Ale ja je odnajdę! — mówił dalej, a jego piękne delikatne rysy przybrały wyraz szatańskiego okrucieństwa — już jestem na ich tropie i nie spocznę, póki nie będę ich miał w ręku. Pani mnie rozumie?
Skurczyli twarz sztucznym uśmiechem i oboje wyszli do kuźni, w nadziei że ich obecność przyśpieszy robotę.
Amanda wstrzymała na chwilę gwizdanie i szepnęła:
— Trzymaj się ostro, ani drgnięcia powieki, niedługo pojedzie.
Przestroga ta była na miejscu, bo już, już byłabym się z płaczem rzuciła w jej objęcia, tak byłam przerażona. Lecz przezwyciężyłam się i siedziałyśmy napozór obojętnie, ona fastrygując i gwiżdżąc, ja udając, że szyję. Było to bardzo dla nas szczęśliwie, bo on prawie w tejże chwili wrócił po swoją szpicrutę, którą zapomniał zabrać, i znów dojrzałam jego ostry, przenikliwy wzrok przeglądający wszystkie kąty izby.
Usłyszałyśmy nareszcie tętent odjeżdżającego konia; upuściłam robotę, drżąc i trzęsąc się, bo nie byłam już w stanie zapanować nad nerwami. Aman-