Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stępowała czerwona pręga, wkrótce cała róża w twoich palcach przeobraziła się w czerwoną.
Pochyliłam się nad nią i piłam z niej mocną, rozmarzającą woń.
— Lila — wyrzekłeś — ta róża dla ciebie.
Objąłeś mnie wpół i usta nasze się zwarły, jak w owym dniu...
Każdy nerw drżał we mnie i szalał, każdy płonął i roztapiał się, bo stawała się rzecz, która miała się już nie stać nigdy. Stawało się znów możliwem, a nawet koniecznem to, co się wydawało nieprawdopodobnem.
Nagle ja, odruchem przeżytego bólu strasznej omyłki, oderwałam się od twoich ust i wołać poczęłam, jak opętana:
— Obowiązki... nie chcę... nie chcę... znowu wrócisz do morału.
Ale ty wyciągnąłeś ręce ku mnie i swoim dobrym, rozbrajającym głosem prosiłeś:
— Zapomnij!
Ustami zatknąłeś mi usta i utonęłam w pocałunku i pragnęłam cię całą sobą, jak cię wciąż pragnę.
A ty, jak dawniej, swoim zwyczajem, gdy miałeś do mnie coś bardzo poufnego,