Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lilith cicho, cichuteńko chichotała.
— Ach, gdybym była wiedziała — wyrzekła wśród śmiechu — że postanowił pan żyć w wiecznej wstrzemięźliwości.
Tu nie mogąc zapanować, parsknęła głośno.
— To jest naprawdę zabawne, pan przypomina tego, co to przy zastawionym pełnym stole razem ze swojemi uczciwemi zasadami... umarł z głodu. Ha! ha! ha!
— Cóż na to poradzę, jestem taki, trzeba mnie było chować od małego po swojemu, to byłbym może innym, ale teraz już nie potrafię.
Lilith przestała się śmiać. Wpatrzyła się w jego cudną, zupełnie, jak z bajki, głowę, nie mogąc zgodzić się na to, iż ją widzi po raz ostatni.
Zapanowało ponowne długie milczenie.
Adam siedział z opuszczonemi w dół oczami, nie śmiejąc zwrócić je na twarz Lilith, ona zaś nie przestawała weń się wpatrywać nieskończenie złorzeczącem spojrzeniem.
Nikły, lotny zmierzch wiosenny przesiąkał już do pokoju od jakichś łąk, na które wychodziło okno... Wiatr niósł za-