Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stu nocach przeraźliwego czuwania nad obłędnemi szaleństwami Marjana.
Otworzyła oczy i z przerażeniem usiadła na łóżku, wydało się jej, że słyszy jakiś szelest, jakby skradające się kroki.
Może to Marjan przyszedł ją udusić?
Przez zapuszczoną storę zaledwie siąkł szary poranek zimowego dnia, rozejrzała się z przestrachem, ujrzawszy się jednak nie w domu, a w tym obcym pokoju, odetchnęła i uśmiechnąwszy się, nanowo przymknęła oczy do snu, teraz jednak doszło do niej bardzo wyraźne pukanie we drzwi.
— Kto tam? — spytała.
— Proszę otworzyć.
Zbrakło jej nagle tchu, był to głos Adama, rozgarnęła lecące jej na oczy włosy, wyskoczyła z łóżka i stanęła bezradnie.
Pukanie natarczywie powtarzało się, zarzuciła więc na plecy futro i otworzyła.
Na widok Adama ani jeden radosny odruch nie zakołatał w jej duszy, nic, prócz zakłopotania na myśl przykrych wyjaśnień, jakie ją czekały.
Siadła na łóżku, Adam podał jej rękę pospiesznie, jak obcej i jakby nie była tą, której tak pragnął i którą tak żegnał.