Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

okna, na głowę bladego gwoździka spadła piekąca łza i zamigotała na nim w słońcu, jak szron na kiściach mijanych, mrących w polu drzew.




Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, iż piszę do ciebie po raz ostatni w ten sposób, że już nigdy te słowa, których miałam tyle na ustach, będąc z tobą, nie przejdą na papier.
Choć się nic nie stało, wciąż mi się zdaje, iż się coś stanie, a może w istocie już się stało tam, gdyśmy się żegnali w naszym pokoju.
Ada, pomyśl tylko, ten pożegnalny uścisk miałby być naszym ostatnim uściskiem? już nie mielibyśmy nigdy w rozszaleniu paść sobie na usta i wzajem omdlewać z pragnienia? Czyżby to być mogło?
Rozstaliśmy się z słowami prędkiego widzenia, a mnie się zdaje, że coś się zapadło, że to nasze się skończyło i choć jesteś dla mnie tem, czem byłeś, choć jestem pełna ciebie i choć cię pragnę, jako cię pragnęłam — nie jestem w możności otrząsnąć się z przygnębienia, które uchwyciło mnie jeszcze tam, przy tobie.