Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prosił, wskazując na opięty szczelnie biust Lilith.
Odpięła szybko... i Adam rzucił swe cudne usta na wyzierające ku niemu piersi... i całował, zapominając o wszystkiem.
— Już czas na pociąg — wyrzekła.
Uniósł głowę i utkwił w nią błagalne spojrzenie swych ślicznych oczu.
— Lila... nie jedź... zostań... jeszcze ten jeden dzień — powiedział niespodzianie.
A gdy ona, milcząc, przypatrywała się mu z zaciekawieniem, mówił dalej:
— Poślemy na dworzec list twoim znajomym, żeś zachorowała... a tu się zamkniemy i zostaniemy sami do jutra... odwiozę cię, Lila... jeszcze do jutra...
Patrzyła nań uśmiechniona, nie odpowiadając; przypomniała sobie, jak ten sam Adam wciąż nakłaniał ją do wyjazdu i jak oto teraz, w uniesieniu, zapomniał o tem wszystkiem, ale wiedziała również, że to minie... i że znów przyjdzie doń nieubłagana refleksja, potępiająca ten czyn... lekkomyślny, beznadziejny, jedynie przedłużony.
Zaczęła go całować po całej twarzy, szczególniej po oczach.
— Lila — szeptał, przyciskając ją do