Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wzrok ponownie na leżące na podłodze narcyzy i pomyślał, że taki sam los spotka i te blado różowe — pójdą do śmieci.
Robiło mu się coraz przykrzej — wprost boleśnie. Milczenie Lilith zaczęło ciężyć mu strasznie, wprost dławiło go, zatem, aby je przerwać, odezwał się:
— Dziś mróz, trzeba włożyć futro.
Popatrzyła nań i, jakby odgadując jego myśli, wyrzekła:
— Narcyzy były związane złotą nitką, więc ją z sobą zabrałam.
— I te także mają taką nitkę — powiedział smutnym głosem.
Popatrzyli sobie głęboko w oczy.
— Spieszyłem się — wyrzekł — myślałem, że cię zastanę jeszcze nieubraną.
Zbliżyła się do niego i uśmiechnęła po swojemu.
Adam nie spuszczał z niej oczu, stała się znowu ową wabną, kuszącą Lilith, tak przezeń pożądaną.
Wyciągnęła ku niemu ręce i przyciszonym głosem powiedziała:
— Pożegnajmy się.
Adamowi powieki rozpoczęły drżeć boleśnie nad rozświetlonemi, lazurowemi, marzycielskiemi oczami.