Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nia, a raczej powracającą świadomością... uczynku.
Ale Lilith zamknęła mu usta swemi płonącemi ustami, a potem powiedziała niedbale, obojętnie:
— I cóż? zabiłby nas... ale już przecież po tem, już przeżyliśmy.
I wtulając się twarzą w jego twarz, szepnęła pieszczotliwie, rozkosznie, stłumionym głosem:
— Żyj chwilą, Ada!
I na nowo ramiona ich wyciągnęły się wzajem, zganiając zmorę budzącego się mózgu.




Następnego dnia Adam wyszedł tak późno od Lilith, że gdy powrócił od siebie w parę godzin, zapadał już mrok. Powrócił zgnębiony, smutny, zupełnie zrozpaczony.
Usiadł na krześle, nie zdejmując palta i bladą, zmęczoną swą twarz oparł o twarz Lilith.
— Co ci jest, co się stało? — pytała z niepokojem, choć domyślała się przyczyny wyrzutów.
— To podłość, to nikczemność, jak