Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Rozum, a rozum?... — wyszeptały.
Słowo to przyszło do Lilith, jak chłodny wiew rozsądku.
— Rozum... — powtórzyła.
Na jej wabne, wilgotne od wina usta wybiegł uśmiech ironji.
— Należy — wyrzekła — „przyznawać instynktom słuszność i rozumowi także, należy powodować się instynktami, rozum zaś nakłonić, by słuszne powody miał na ich poparcie“. Powiedział to jeszcze Sokrates.
— Brawo Sokrates! Brawo Lilith! — zawołała studentka, gryząc swój kieliszek i zalewając stół szampanem.
Wszczynał się zamęt, prawie wszyscy mówili jednocześnie, każdy głośniej od drugiego, a nikt nikogo nie chciał właściwie słuchać — choć każdy chciał być słuchanym, w to wpadł łoskot wyskakującego korka z nowo otwieranej szampanki.
Szklanki napełniły się ponownie... wino musowało drobnemi perełkami kropli i mieniło się w elektrycznem świetle.
Lilith wyciągnęła swój kieliszek do Adama, on także, spojrzeli sobie głęboko w oczy, wdzierając się niemi do dna swych szukających się istot.