Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szło, siedziała jednak bez ruchu olśniona, jak w objawieniu czegoś nadziemskiego.
Po chwili wyciągnęła ręce, zarzucając je wokół jego szyi z całą mocą swej namiętności.
On, zupełnie nieprzytomny, objął ją. Zwężone ich obopólnym porywem źrenice utonęły w sobie, lecz wnet zamgliły się i zasunęły powiekami i tylko niewiadomo kiedy i jak usta się wdarły w usta i już nie mogły odpaść od siebie.
Przepadła miara i czas, wszystko tonęło w haosie, z którego nie zdawali sobie sprawy, zaprzepaszczeni w pocałunku.
Zapadł zupełny mrok, prawie ciemność, z tego wyłaniała się tylko czerwień kanapy i jasna głowa Adama.
Coś niejasnego wypływało z jego mózgu, był to mus. Konieczność dyżuru w klinice, zastępowano go tylekroć od czasu przyjazdu Lilith, że już dziś było niepodobna i trzeba było pójść, a on nie miał siły oderwać się z ramion Lilith.
Wstał i ona z nim, byli tak spleceni, iż nie potrafili się rozgmatwać, wodzili się po pokoju, wciąż szukając ust.
Aby oprzytomnieć, Adam zapalił