Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uśmiechnęli się ku sobie i wyciągnęli ręce pospiesznie, jak gdyby nie widzieli się już od bardzo dawna.
Usiadł za krzesłem Lilith, owionął go zapach jej słodkich, rozmarzających perfum, przytem, gdy tylko wszedł, uderzyło go, iż dziś wygląda ona prześlicznie.
Była w czarnej, lekkiej sukni, szeleszczącej jedwabną podszewką. Czarność stroju, w jakim widział ją po raz pierwszy, ożywiała tylko jakaś wydłużona z białej gazy kokarda, wyglądało to, jak motyl. Z pod przezroczystej tkaniny stanika prześwitywało ku Adamowi miodowe, o złotawym tonie ciało, mógł obserwować dokładnie krągłość rąk i ramion.
Doznawał wrażenia, że jest naga i tylko przyrzucona ową przezroczystą czarną tkaniną, która za lada poruszeniem obleci.
— Jaka śliczna suknia — szepnął.
W tej chwili zciemniono widownię, podniesiono kurtynę, muzyka jeszcze grała zcicha, jakby dźwięki dogorywały.
Lilith obróciła ku Adamowi twarz i przechyliła się, aby ją dosłyszał, puszyste jej włosy łechotliwie obleciały mu twarz, zapach, idący od niej, wzmógł się i jakby złączył z gorącym oddechem, co mu padał