Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Opuściła głowę.
— Potem... — wyrzekła — i pocóż myśleć.
— Jakto? — zawołał — więc potem wrócić do normy, do zwykłych dni... ja tutaj do narzeczonej, a pani naturalnie tam... do męża.
— Inaczej być nie może — wtrąciła niepewnie.
— Nie, to lepiej odrazu w łeb sobie palnąć!
Zerwał się z miejsca i chwycił czemprędzej za palto.
W sąsiednim numerze obudzono się i słychać było niezadowolone narzekanie.
Delikatna, zazwyczaj tak łagodna twarz Adama była wzburzona, jasne włosy zwichrzyły się i rozpadły po białem czole, a zciemniałe oczy wydawały się jeszcze większemi, zaś czerwone, cudne usta wykrzywiły się boleśnie.
Lilith patrzyła nań z zachwytem, nigdy nie wydał się jej tak pięknym i tak bardzo pożądanym, jak w tej chwili, nie starała go się jednak zatrzymać, ani nawet uspokoić, rozumiała, że byłoby to napróżno.
Pośpiesznie podał jej rękę i wybiegł, a drzwi, nieumiarkowanie szarpnięte, za-