Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawie żywych tonów, jakby się wdzięcząc do Adama, zatopiony jednak cały w myślach, nie zwracał uwagi.
Przyszedł mu do pamięci jednodniowy pobyt u niej... w ich domu. Potem pochmurny, jesienny ranek na brudnym, hałaśliwym, nieznanym dworcu. Przyjechał zbyt wcześnie, nie mogąc się zorjentować w „petersburskim czasie“, według którego odchodziły pociągi do Wilna. Stał, nie wiedząc, co robić z sobą w tym tumulcie, o uszy jego obijała się obca mowa, którą słyszał po raz pierwszy i nic nie rozumiał.
Nagle zjawiła się przed nim Lilith, dotąd czuł wrażenie, jakie sprawiło na nim to nieoczekiwane jej przybycie. Miała na głowie małą białą czapkę, z pod której wychylała się ku niemu uśmiechniona twarz i rozrzucone przez wiatr włosy.
— Czyż nie byłoby panu smutno, gdybym nie przyjechała? — pytała.
Potem w wagonie usiadła tuż przy nim, czuł jej piersi, nieobciągnięte gorsetem, przytym obejmowała go woń jej słodkich perfum, pomieszana z odurzającym zapachem tuberozy, którą miała przy staniku.
Przyszło doń uczucie zupełnie podob-