Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bezpośrednio z jej ust, to wchodził wen jakiś gorący wiew jej rozkosznego ciała, czuł, że oplata go zapach słodkich, lubieżnych jej perfum, że jakąś cząstkę jej samej wchłania w siebie. Od tej dziwnej, wyrafinowanej pieszczoty czyniło się z nim coś takiego, że słabł i odchodził poprostu od przytomności.
Gdyby wiedziała, jak pragnął jej ust, dotknięcia raz jedyny — nic więcej tylko tych uśmiechnionych, wabnych ust, to może ofiarowałaby mu je sama. Lilith jednak panowała nad nim i właściwie nie ona, lecz on całkowicie wieczoru tego był w jej mocy — rozumiała to doskonale, wiedziała, że potrzeba jedynie jakiegoś nieostrożnego ruchu z jej strony lub słowa, a stanie się to...
Bała się jednak, że owa złotolita nić, jaką tak misternie rozsnuła, jest jeszcze za słabo zadzierżgnięta i może się zerwać, odczuwała, że nie przyszedł jeszcze czas. Nadewszystko rozumiała, co się mogło stać jutro... że Adam nie zniósłby tej sytuacji jutra — z tamtym...
Jasno, bardzo jasno w umyśle Lilith objawiały się skutki. Adam był to człowiek, który mógł żyć tylko prawdą, wpro-