Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie będzie panu smutno za mną?
Nie odpowiedział, szedł ze zwieszoną głową.
— Szkoda, że nie mieszkamy w jednem mieście — wyrzekła — ale to nic, przyjadę, a i pan także przyjedzie do mnie, prawda?
Mówiąc to, przywarła ciałem wzdłóż jego ciała, Adam uczuł, jak przez ubranie przesiąka doń jakiś oślepiający żar, idący od niej.
— Nie wiem — wyszeptał przez zaciśnięte zęby, które mu poczynały klekotać w ustach.
— Ach ja wiem, że pan przyjedzie.
Minęli już wszystkie wille, a nawet zagrody, nie spotykając nikogo, weszli teraz w dolinę niezamieszkałą, szumiącą od potoków.
— Dokąd mnie pani prowadzi? już czas wracać, późno — wyrzekł rozłamanym, nieswoim głosem.
Przechodzili właśnie obok potoku, który huczał, rozbijając się o kamienie.
Lilith rozśmiała się. W ciszy tego ponurego wieczora, w której słychać tylko było bezdźwięczne, głuche uderzenia ich kroków pośród kamienistej drogi, śmiech