Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

teraz obok jej talerza. Nie wytrwał i odezwał się głośno, usiłując przybrać swobodny, żartobliwy ton:
— A to dla niego.
Lilith, zajęta właśnie rozmową z sąsiadem, podniosła ku niemu swe uśmiechnione, nieco nawet rozbawione, zmienne, bardzo błyszczące oczy i niezwykle poważnie odpowiedziała:
— Zgadł pan, dla niego.
Spojrzenia ich w blasku jarzących się sześcioramiennych świeczników splotły się z sobą, jak do walki.
— Tak, dla niego — powtórzyła już teraz lekko i rozśmiawszy się po swojemu, zwróciła w inną stronę.
Adam sposępniał, właściwie było mu wszystko jedno, tak tłómaczył samemu sobie, jedynie szło mu o to, że taki „pozer“, taki pseudo-inteligent, taki zawodowy „spódniczarz“ dla niej był czemś.
Po kolacji znaleźli się oboje w pustym, słabo oświetlonym korytarzu.
— Panie Ada — wyrzekła przycichłym, pieszczotliwym głosem Lilith, i wyciągnąwszy ku niemu rękę z owym maleńkim astrem.
— To dla pana — rzekła.