Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Patrzyła nań dziwnie, długo, a potem gorącym szeptem spytała:
— Czy pan rozumie mnie? — I natychmiast odeszła.
Adam patrzył za nią i zastanawiał się nad jej słowami, zazwyczaj zagadkowemi, a raczej nad zagadkowym sensem słów...
Usiłował już tyle razy zrozumieć i wtedy właśnie, gdy sądził, że już pojął, tracił cały wątek domniemań.
Tak właśnie było i teraz.
Gdy zeszła Lilith do jadalni, wszyscy już siedzieli przy stole. Miejsce, jakie zajmował Adam, było dość oddalone i w dodatku z boku, chcąc ją zatem zobaczyć, musiał odwracać głowę, gdy tymczasem ona mogła obserwować go, ile się jej podobało.
Teraz zresztą, gdy weszła, cała biała i w kwiatach, wszyscy zwrócili się ku niej i on wraz z innymi.
Posypały się komplementy czcze, zwykłe, rażąco tuzinkowe, odczuwała to dokładnie — odpowiadała, śmiejąc się wesoło.
Adam zaś zadawał sobie niedorzeczne pytanie, mianowicie: ile też ona ma