Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i przyrządzaniem lewatyw... jest jeszcze coś innego na świecie, godnego uwagi.
Tak bez najmniejszego zakłopotania, całkiem naturalnie wyrzekła „lewatyw“, a nawet z tym samym wdziękiem, zupełnie, jakby mówiła o kwiatach.
Dziwnym zbiegiem przypadku przed chwilą właśnie wrócił od chorego na cholerynę.
Przed tą kobietą nic, ale to dosłownie nic nie można było ukryć.
Nie pamiętał, aby jakaś rozmowa była dlań tak dotkliwą, jak ta właśnie.
Najniespodziewaniej spotkali pięknego Jumarta. Adam najpierw go dojrzał.
— Ten pan naturalnie wie o każdym poecie — zauważył z niestosowną ironją, jaka zaraz jemu samemu wydała się bezsensowną.
Zrobiło się mu przykro do tego stopnia, że gotów był uciec od całego towarzystwa, a zwłaszcza od Lilith, bo jeśli w dalszym ciągu zechce ośmieszać go przed tym donżuanem, tego nie zniósłby.
Patrzył, jak powitali się serdecznie, a Jumart pocałował ją w rękę, czego on, Adam, nie uczynił jeszcze ani razu. Potem Jumart wyjął z klapy surduta biały, duży,