Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się wmówić w siebie, że jest dlań tem samem, co każda inna.
— Więc nie? — wyrzekła, rozśmiała się i zbiegła szybko ze schodów.
Poszedł do swego pokoju, umył ręce i zmienił mankiety, potem podszedł do biurka i uczuł w sobie nagły wzmożony dreszcz, zupełnie podobny do tego, jaki nim wstrząsnął podówczas, gdy dotykał ręki Lilith.
Oto na książce, którą zostawił otwartą, leżała owa szkarłatna róża. Jej wspaniała, świeża, wonna, gorąca, ciemno czerwona głowa wychylała się z białych kart książki, jak wabne, kuszące usta tej szczególniejszej kobiety, której rękę przed chwilą miał przy swych ustach i odrzucił. Przecież każdy inny mężczyzna na jego miejscu, nawet on sam, uczynił to wbrew swej chęci. Teraz zrozumiał, co miały znaczyć jej słowa: „Podziękować“. Było teraz oczywistem, że to ona przychodziła tu, do jego pokoju...
Uczuł ponowny gorący dreszcz w sobie i zdawało mu się, że czuje słodki, rozmażający zapach Lilith w około siebie.
Nieśmiało, prawie bojaźliwie wyciągnął rękę i dotknął się aksamitnych płat-