Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nem spojrzeniem, a z ust jej nie schodził zagadkowy uśmiech.
Mówiła, myśląc o czem innem, a w tonie jej głosu objawiała się leciuchna pobłażliwość dla tego ładnego chłopca.
Dzień był bardzo gorący. Miała ochotę raczej iść do kąpieli, przytem wydawała się jej zabawną ta pierwsza rozmowa o... dzieciach.
Zmrużyła nieco oczy, wpatrzone w Adama i zastanawiała się, co on jej przypomina.
Nikt jej o nim nie opowiadał i właściwie nikogo jej nie przypominał, a jednak coś od niego szło ku niej... coś nowego...
Cała jego twarz była jakby owiana wiośnianym puchem kwietnym i miała wygląd dziewiczy, a raczej pacholęcy.
I nie wiedzieć czemu przyszła jej na myśl tuberoza.
Patrzyła na jego jasne cienkie, jak jedwabista zwichrzona pela, włosy, na duże głębokie, szklące oczy, a potem na — usta.
Na ustach zatrzymała się najdłużej: były pełne i bardzo różowe, występowały z białej twarzy, z pod małych, w górę