Strona:PL Gabriela Zapolska - Z pamiętników młodej mężatki.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

deseni i pięknością liljowego koloru. Na dole okna, cały klomb paproci ślicznych, jak koronki przejrzystych, a przed paprociami linijka zapalonych płomyków gazowych. Nigdy mnie tak nie ciągnęły ku sobie kwiaty, jak w tej chwili. Na ulicy było cicho, spokojnie — zdaleka dzwoniły jakieś sanki. Patrzyłam wciąż na kwiaty i nagle przypomniała mi się Iza — potem pan Adam, wieś, lipa, owe kwiaty, co jak białe motyle leciały na mnie. Zapomniałam o kuchni, o Annie, o spalonej leguminie, o lekcjach śpiewu Loci, o moim mężu... o wszystkiem. Pragnęłam tylko czegoś pięknego, innego niż to, co mnie dręczyło jak zmora przez tyle miesięcy.
I nagle uczułam, że ktoś bardzo delikatnie przysuwa się do mnie.
Mimowoli podniosłam głowę i spojrzałam.
Był to młody, bardzo przystojny mężczyzna, blondyn, wysoki, elegancko dosyć ubrany. Pochylił się ku mnie i zamruczał:
— Cóż to? przyglądamy się kwiatom?
Serce we mnie zatrzepotało jak ptak spłoszony, porwałam się i zacząłam iść szybko ulicą.