Strona:PL Gabriela Zapolska - Z pamiętników młodej mężatki.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stała we drzwiach krótką chwilę i zaraz, powróciwszy do saloniku, podeszła do drugich drzwi, prowadzących do gabinetu mego męża.
— A tu? — zapytała.
— To gabinet mego męża! — odparłam i dodałam dość szybko: — proszę, niech pani tam wejdzie, jeśli pani sobie życzy.
Ona śmiała się, zwróciwszy ku mnie swą piękną twarz fryzjerskiej lalki.
— Ależ to sanctuarjum! — mówiła, potrząsając mufeczką z czarnych karakułów, do której przyczepiony był pęk prześlicznych chryzantemów. — Tam chyba tylko wejść wolno żonie, a nie obcej kobiecie!
Lecz ja upierałam się przy swojem:
— Proszę, niech pani wejdzie! Tam niema żadnych tajemnic.
— Są tajemnice! — odparła — i skoro raz je natręt jaki spłoszy, albo odgadnie, tracą swój czar... i powab. Je vous prierai... garde a vous!...
Nie rozumiałam, co chciała przez to powiedzieć.
Wydała mi się pretensjonalna i śmieszna w tej pozie, jakby wyciętej z ryciny mód paryskich.