Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myślała Tuśka, wymijając z Pitą całą barisonowską rodzinę.
Zrobiła przytem bardzo sympatyczną minę i przechodząc obok matki, mimo, że nie dotknęła jej nawet brzegiem sukni — wymówiła:
Pardon, madame!
Po chwili jednak zarumieniła się gwałtownie. Książkę Mirbeau, tę skandaliczną książkę, niosła Tuśka tak nieostrożnie, iż tytuł jej na żółtej okładce można było odrazu przeczytać.
— Jeżeli ta pani widziała — pomyślała zawstydzona — co ona sobie o mnie pomyśli... To jedno mnie pociesza, iż prawdopodobnie nie wie, co to za książka.
I w formie uspokojenia dodaje:
— Zanadto przyzwoita na to, aby czytała coś podobnego.
Dowlokły się wreszcie na Skibówki, skąd daleko dostrzedz można było, jak na drodze stał aktor, naprawiał coś koło roweru i rozmawiał z gaździną.
Tuśce znów jakiś skurcz zaczął dokuczać. Zwolniła kroku, nie wiedząc, co począć. Mimowoli spojrzała na Pitę i ujrzała, że dziewczynka zaróżowiła się cała, oczy jej ożywiły się i twarzyczka wyciągnęła w stronę, gdzie widniał biały trykot i świeciła stal roweru.
Tuśkę porwała złość na myśl, że córka jej najwidoczniej rozwesela się na sam widok tego »komedyanta«.
W ten sposób wytłómaczyła sobie swój niepokój i rada, że znalazła przyczynę, cofnęła się urażona, że ciągle musiała na swej drodze spotykać człowieka, bijącego w jej równowagę jakąś zuchwałą śmiałością postępowania.
On musiał spostrzedz je także, bo szybko odpiął od siodełka przytroczony olbrzymi pęk błękitnych, czarująco pięknych gencyan, widocznie świeżo zerwanych.
Wskoczył zgrabnie i lekko na rower, wzniósł w górę jedną rękę z gencyanami i puścił się, jak strzała, naprzeciw idących.
Zanim Tuśka zdołała się opamiętać, już idąca po stronie gościńca Pita została obsypana cała błękitnem