Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/447

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej palców i puścić ich nie może, a tam w oddali krwawią się, jęczą i drżą ciche, pokorne serca.
— Jeśli to dłużej potrwa... umrę! — myśli. — To nie do zniesienia.
Całym wysiłkiem woli porywa się, wybiega na korytarz i nie zastanawiając się nad tem, co czyni, wpada do numeru Porzyckiego.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Zastaje go stojącego przy stole. Jest jeszcze w palcie i składa właśnie wyjęte z kieszeni drobne pieniądze, scyzoryk, klucze.
Nieopalona jeszcze świeca maluchnem światełkiem ledwo rozświetla ciemnię pokoju. Widać tylko ręce aktora, migające na ciemnem tle pluszowej serwety i najbliższe dokoła świecy przedmioty.
Gdy Tuśka, drzwi szarpnąwszy, wbiega do pokoju, staje przez chwilkę, jakby niezdecydowana.
Porzycki, zdumiony tem jej gwałtownem wtargnięciem, patrzy na nią przez chwilę.
— Co pani?...
Ona nie odpowiada nic.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Bo — dzieje się to, co dziać się zwykło przed jakąś straszną, łamiącą życie ludzkie katastrofą. Oczom duszy najmniej subtelnej odkrywa się z całą jasnością prawda nieuniknionego przejścia, przed którem nic ocalić jej nie jest w stanie. Jest to krótkie jasnowidzenie, lecz tak bolesne i pełne tak rozpaczliwej bezsilności, że najsilniejszy duch ludzki na samo wspomnienie pławi się we krwi serdecznej. I to, co potem nastąpi, to, co dokonywa się w świecie rzeczywistym, jest już bladem odbiciem tego, co się przeżyło w tej poprzedzającej chwili.
Zapadła cisza.
W tej ciemni oni stanęli oboje naprzeciw siebie nieruchomi, a pomiędzy nimi gasło to, co stanowiło do tej chwili świetlany punkt ich życia. Gasła mianowicie