Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmu i te »deski teatralne«... które silniejsze są, niż ślubna przysięga, niż wszelka moc.
Te napozór nic nieznaczące deski...



XXXVII.

Z jękiem przeleciał nad Krakowem hejnał, jak ptak, który krąży dokoła grobu i nawoływać się zdaje.
Od okna oderwała się Tuśka, powstała powoli i podeszła na środek numeru.
Na stole paliła się świeca i cały pokój tonął w przykrem, niewyraźnem świetle.
Na łóżku leżała Pita. Rozwiane włosy złotą falą zalewały poduszki. Opalona była, i twarzyczka jej odcinała się ciemniejszą barwą od szyi. Spała oddychając lekko. Z ciała jej zsunęło się prześcieradło.
Tuśka pochyliła się i okryła córkę.
— Zawsze się odkrywa!... — pomyślała nieledwie ze złością.
Zbliżyła się do stołu i zaczęła liczyć w portmonetce pieniądze. Z całym wysiłkiem zdołała ochronić owe sto rubli, z któremi miała nowe życie rozpocząć.
Przy wyjeździe z Zakopanego gaździna obdarła ją bez miłosierdzia. Ponuro, nieufnie, a z lamentem przedstawiła jej jakieś bajeczne rachunki za »mliko«, za słomę, za śmietankę, za szybę, za grzyby, za »skikanie« do miasta. I choć Tuśka za wszystko płaciła gotówką, musiała przecież zapłacić i te pieniądze, bo pani Obidowska przybierała ogromnie groźną postawę i zmieniła ton mowy na zuchwałe przedrwiwanie i przetyki. — Porzycki poradził Tuśce nie oponować, przyzwyczajony do owych wyzysków przy odjazdach i zuchwałości gazdów w chwili, gdy »goście« ich już opuszczają.
Gdy wsiadali do dorożki, Tuśka zwróciła się ku Obi-