Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z bardzo nizkich pobudek. Chciała bowiem jaknajdłużej módz bawić w Zakopanem za nadesłane przez męża pieniądze. Łakocie, z taką rozrzutnością znoszone jej przez Porzyckiego, zaczynały stanowić poważną ulgę w jej budżecie i dlatego to, co powinna była, jako istota pełna taktu, odsunąć i przykrócić — tolerowała chętnie, wiedząc, że źle robi...
Teraz wyobraziła sobie, że to rzucenie się na nią Porzyckiego nie było niczem innem, tylko brakiem szacunku, wywołanym przez jej postępowanie.
— Sama jestem temu winna — myślała — mam, na com zasłużyła.
Gdy tak w milczeniu dojeżdżali do hotelu »Morskie Oko«, zdawaćby się mogło, że zapanował pomiędzy nimi nagłe wał lodowy, którego przebyć nie będą w stanie.
— Czyżby to był brus? — myślała Tuśka!
— Czyżby to była przebiegła gęś? — myślał Porzycki.
Wszystkie przebyte chwile; rozmarzenia półsenne w srebrach księżyca, kaskady gwiazd nad głową, lasy gencyan, wizye wstających o świcie gór, melancholia nocy deszczowych — to całe przeżyte wspólnie piękne i jasne zniknęły i zatarły się przez jeden gest zbyt pośpieszny i brzydki. Jak dwa kwiaty na zbyt kruchej łodyżce, tak widocznie wykwitały ich uczucia na zbyt ciasne horyzonty rzucone, wichrom rozczarowań łatwych podległe.
Tylko — była mała różnica.
Kobieta już czekała usprawiedliwienia dla mężczyzny, oskarżając się sama w duszy, przyjmując całą winę na siebie.
On zaś zaciął się i jakby obojętniał, postanawiając ponowić atak teraz już bez tej namiętnej furyi, ale rozważniej, obliczalniej.
— Muszę wypróbować...
Zaczynał bowiem nie mieć wielkiego pojęcia, czem właściwie jest Tuśka, z jednej strony lecąca ku niemu całą swoją atmosferą jak ćma i dysząca miłością, z drugiej