Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pita tymczasem myśli.
Obidowska powiedziała jej, że — ona — tęskni.
Po kim tęsknić może? Po tatusiu. — Nie. Nie uczuwa braku ojca, bo z nim, czy bez niego jej światek wewnętrzny jest jeden. Po braciach? — Także nie. Są oni dla niej zupełnie obcy. Nigdy nie zbliżyli się ku niej, ani ona ku nim. — A przecież Pita rzeczywiście tęskni...
Może do Warszawy? — Wie, że Warszawę zobaczy, a przytem Zakopane zaczyna jej się bardzo podobać; kto wie, czy nie więcej, niż Warszawa? — A więc — zostaje tylko — pani Porzycka.
Tak — po niej tęskni Pita. Przypomina sobie jej słodki głos, jej delikatne pieszczoty, to wszystko, co ta dobra pani do niej mówiła. Otrzymana kartka wzmaga tę tęsknotę. W karcie tej pani Porzycka wyraźnie napisała:
»Staraj się, droga Pito, nie opuszczać swojej mamusi, być zawsze przy niej tak, jak dobrej córeczce przystało«...
Tak napisała pani Porzycka.
Pita z całego serca pragnęłaby wypełnić to polecenie. Ona chciałaby pozostać przy swojej mamie, ale jakże to uczynić, jeżeli mama tego nie chce?... Pita czuje to wybornie. Jej wrażliwa, nerwowa natura rozumie w każdem drgnieniu, w każdem spojrzeniu niechęć i cofa się przed tem wrażeniem z najwyższą melancholią. Przytem teraz ciągle jest z mamą pan Porzycki, a Pita, która z początku garnęła się do niego, jak do promienia słońca, teraz zaczyna uczuwać jakiś strach przed tym człowiekiem.
Śniło jej się raz, że porwał ją na ręce i rzucił w otchłań, gdzie dużo było dziewczynek. Te dziewczynki siedziały na kamieniach, lub chodziły po wyschłych i brzydkich trawach i płakały. Wszystkie były smutne i płakały.
— Dlaczego płaczecie? — spytała te dziewczynki Pita.
A one otarły na chwilę oczy rozpuszczonemi włosami, które im spadały na plecy i na piersi w kręcone loki, i za całą odpowiedź wyrzekły:
— Posłuchaj!...
Pitę doleciał z góry, od krawędzi przepaści, chór