Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To słowo, wpadające nagle w tę sprawę nie zbyt czystą, przywodziło ze sobą wspomnienie o istnieniu człowieka, o którym wszyscy zapominać się zdawali.
— Jej mąż? — podjął wreszcie. — Jej mąż, jeżeli iest człowiekiem uczciwym, nic sobie z plotek robić nie będzie!
Głos jego był jakiś niepewny. Czuć było, iż w to, co mówi, nie bardzo wierzy i że pragnie po prostu przerwać przykrą dla niego rozmowę.
Za chwilę rzeczywiście wyprowadził rower i pognał na nim, jak szalony w stronę miasta.
Porzycka jednak uspokoić się nie mogła.
Postanowiła nie mówić nic Tuśce o otrzymaniu anonimu — pragnęła jednak przed wyjazdem zapewnić się, iż nie stanie się nic takiego, co może zniszczyć spokój całej rodziny i zatruć kobiecie jej przyszłość.
Z oczyma, utkwionemi w ginącym w mroku obrazku Matki Bożej, który Lulu zawsze i wszędzie z jej woli miał nad łóżkiem — leży Porzycka szarpana wielkim niepokojem. — To — brzydkie, to ludzkie, to zakrywane do tej chwili przed nią — zdrada, wiarołomstwo, naruszenie przysięgi zaczyna tłoczyć się ku niej widmami o trujących, strasznych oddechach. — Okalają ją wieńcem, wypełzają z kątów. A ona — kobieta siwa, zwiędły kwiat mogilny — drży przed ich zbliżeniem.
I obrony innej nie widzi, tylko ten drobny obrazek w pluszowej ramce, emaliowany, z którego wygląda twarz słodka i jasna, jak jutrzana gwiazdka.
— Matko Boża!... broń ich! broń!...
Ściemnia się zupełnie. Razem z tą ciemnią, jaka zapadła na tę chatę góralską, jakaś tragiczność zaczyna upiornie rozpościerać swe skrzydła.
Porzycka czuje się bezsilną. Rozumie, iż życie jej nie było tą prawdziwą cząstką wybujałości i rzeczywistych treści życiowych. Przeszła, jak cień, w swej uczciwej białej szacie kochanej żony i matki. Dobrocią swoją i nieskalaną bielą swej duszy przeszkadzała często spełnieniu się czynów złych, lecz były to czyny drobne — nic niezna-