Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Brawo! postęp!... nie przeminęło.
— Co?
— Wrażenie.
— Czy pan sądzi, że u kobiet wrażenia mijają tak szybko, jak u mężczyzn?
— Nic nie wiem. Mogę tylko sądzić o mężczyznach z siebie samego i wiem, że u mnie wszystkie wrażenia są bardzo porządnie poklasyfikowane, jak u pani w szaszetce rękawiczki. Na starość powyciągam, okurzę i karmić się niemi będę. Źle obmyśliłem? co?
— Nie wiem.
— Tam znajdzie się i dzisiejsza wycieczka.
— Jedna z tysiąca.
— Nie. Ona mieć będzie osobne miejsce. Jest jedną z najmilszych, a może najmilszą.
Wbił w nią swe czarne oczy z uporem i patrzył tak długą chwilę. Tuśka chciała ramionami wzruszyć — nie mogła. Choć ją rozbierało. Nagle dorożka stanęła.
— Już?
Zaczęli wstawać, otrząsać się z pledów, kwiatów, serdaków.
Od szopy biegła, waląc w ziemię nogami, Obidowska.
Rzuciła się ku Porzyckiemu::
— Niech wartko idom!...
— Albo co?
— Gościa majom!
— Kto?... może...
— A no... a no...
— Przyjechała?
— A ino, jesce fcora, jakeście u Morskiego balowali.
Nic nie zdoła określić radosnego uśmiechu, jaki rozjaśnił twarz aktora. Porwał swój pled, trochę kwiatów i rzucił się ku chacie.
— Proszę... niech pani go zapłaci, a potem się obliczymy! — zawołał ku Tuśce.
Umówili się bowiem, że on poniesie jedną trzecią kosztów wycieczki.
Nie odpowiedziała mu nic. Zesztywniała cała tą wia-