Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chodź, Pito!... pójdziemy się przejść — mówi Tuśka do córki.
Mała odpowiada uprzejmie:.
— Dziękuję mamusi. Ja posiedzę w powozie.
— Dlaczego? głowa cię boli?
— Trochę!
»Och, Pito«.
»Co ci to?« — deklamuje Porzycki.
Ale Pita nie raczyła się uśmiechnąć. Stuliła usteczka, żakiet narzuciła na ramionka, wyciągnęła nóżki i jak mały sfinksik — siedzi, patrzy i milczy.
— Chodźmy sami — wyrokuje aktor.
Tuśka ma ochotę cofnąć się od tego spaceru, ale badający wzrok Pity skłania ją do pójścia.
— Pomyśli, Bóg wie, co — myśli, schodząc w paprocie — wreszcie muszę Porzyckiemu powiedzieć, co myślę o jego postępku.
Ale nic mu nie mówi, pomimo, że uszli już dość daleko, i Pita nic ani słyszeć, ani widzieć nie może. On idzie za nią i przez zęby udaje wybornie świegot ptaka. Tuśka czuje, iż najzupełniej niewłaściwie będzie wpaść z tragiczną miną obrażonej godności w tę swobodę i lekkomyślność mężczyzny, dla którego widocznie ów pocałunek nie miał znów tak wielkiej wagi.
— Co począć? — myśli — co począć? jak zacząć i jak to powiedzieć, aby się nie okazać śmieszną?...
Weszli w ciemnawą stronę lasu, pomiędzy wykroty odarte z kory, z pod których sterczą grzędami kaczeńce. Jakiś chłód aż niesie od jaworów i świerków, ciążących masą igliwia ku ziemi. Zdaleka dolatuje szum wodospadu.
Czasem zarży koń przy powozie i słychać jakiś jakby jęk, jakby śmiech hulający po lesie.
I cisza i chłód, i ciemnia rozkoszna.
Tuśka zatrzymuje się przy jednym pniu zielonym. Siada i ciągle myśli, jak ma zacząć to, co powinna mu powiedzieć. I ciągle nie znajduje słów.
On natomiast przysiadł na mchu u jej stóp.
— Jak Hamlet! — mówi, śmiejąc się i zdejmując