Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

człowiek żegnał się tak miłośnie z kobietą, która była dla niego dobra i przeżyła z nim wspólnie tak długi czas.
Sezon!...
Teatralny — więc parę miesięcy...
Tak!
Lecz Tuśka sądziła, że to już wszystko zeszło tylko na stosunek przyjacielski, koleżeński, a te pocałunki...
Wolny jest, niech czyni, co chce!
Gorąco jej.
Podchodzi do stołu. Siada — zaczyna pisać list przerwany. Teraz — nienawidzi znów Zakopanego. Za cenę połowy życia chciałaby już uciec z tej chałupy, z tego ohydnego środowiska, które zaczyna sprawiać jej tyle udręczeń.
— »Tylko bogaci żyć tutaj mogą możliwie. — Pieniądze płyną, jak woda. Wolę więc przerwać kuracyę i wrócić do domu. Odetchnę, gdy nie zobaczę więcej tych gór obrzydłych i tego wstrętnego otoczenia, do którego nie mogę się przyzwy...«
Lekkie pukanie.
— Proszę wejść!
Wchodzi Porzycki uśmiechnięty, wesół, jakby rad z siebie i ze świata.
— Co porabiamy?
Ona uśmiecha się cierpko.
— Piszemy list do męża.
Aktor przybiera minę poważną.
— Bardzo dobrze. Nie przeszkadzam. Posiedzę i poczekam.
— To już skończone. Piszę mu właśnie, że chcę wyjechać.
Gdyby scenicznie ułożyła swój efekt, nie byłaby tak doskonale obmyśliła wrażenia.
Porzycki aż się cofnął.
— Dlaczego? po co?... źle pani?
W głosie jego czuje Tuśka żal niespodziewany. Lecz właśnie po kobiecemu ona wzmaga ostrość swych słów i intonacyi.