Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na oczy, przeciwnie, źrenice jego jaśniały, widziały coś w oddali.
— A przecież pan przestał ją kochać... — wyszeptała Tuśka.
— Cóż? — miało być na całe życie? — odrzucił, już weselej Porzycki. — Cały sezon trwało, aż wreszcie ona dostała engagement gdzieindziej, ja gdzieindziej i skończyło się. Wiadomo... sezonówka...
— Co takiego?
— No — sezonówka — sezonowa miłość... U nas w teatrze liczą się miłości na sezony... teatralne. Mówi się: kochali się pół sezonu, cały sezon — to takie żniwo dla sezonowej miłości...
— !!!
— Och! jakie pani robi oczy! Pani w to nie wierzy? Dokoła aż się roi w taką księżycową noc od flirtów... A to wszystko sans consequences... pour passer le temps — oktawę. Fortepian otwarty — artysta z nałogu rzuca jeden pasaż. La chose est faite!... Widzi pani. — Z kurtuazyą, galanteryą... Voilà!
Był znów zupełnie pewny siebie, wesoły, rozbawiony.
Ławeczka stoi pod oknem.
Osunął się na nią i bardzo wdzięcznie i miło na rękach twarz swoją o krawędź okna oparł.
Tuśka stała wciąż przy stole, oszołomiona, ogłuszona jego werwą, jego pustotą.
Od pewnego czasu w Warszawie zapanowała karawaniarska atmosfera, przemieniająca poprzednie wersalskie flirty w upiorne, fatalne, tragiczne konflikty. — Tuśka asystowała zdaleka tej przemianie, i jak poprzednio, przetrawiała »flirt« jedynie w wyobraźni, tak zawsze teraz »rozwiane« i »rozpienione«, »poskłębiane«, piekła namiętności pozostawały dla niej jedynie w krainie druku i sceny, lub faits divers, zanotowanych pośpiesznie w wiadomościach dziennikarskich. Nie miała jednak nigdy wielkiego pociągu do owych farandoli śmiertelnych. Czuła w nich jakby pozę, jakby ktoś zmuszał się do gry zbyt męczącej. A choć właśnie była sztuczną i nienaturalną, lecz tylko w dro-