Strona:PL Gabriela Zapolska - Sezonowa miłość.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak często myślała teraz o Porzyckim, że aż temi myślami upiększyła sobie jakoś jego postać w myśli. Coś słonecznego biło od niego i rozsłoneczniało jej wnętrze. — Lecz oto zjawiał się on sam i był zmęczony pijatyką, hulanką, malał, ginął w wyobraźni, niszcząc rzeczywistością to, co już zaczynało nabierać pewnego promieniowania i jasnej pogodnej wizyi. Tuśka poczuła do siebie żal, iż dała się unieść jakiemuś niezrozumiałemu prądowi. Ścigała go myślą wśród gencyan, złotogłowia, lub szarych złomów i kłębów mgły. — Odsuwała tą dekoracyą natrętne myśli o obecności »strzygoniów«. A to »chlanie«, ta bladość — przywodzi ich korowód na pamięć. Wstyd! wstyd!...
Postanawia nagle wrócić do rzeczywistości.
Wzrokiem szuka Pity.
Widzi ją, jak stoi oparta o żerdź. Jasne jej włosy rozpuszczone, rozsypały się, jak źle związany snop zboża, na tle granatowego żakieciku. Dokoła niej panny Warchlakowskie coś mówią żywo, śmieją się, gestykulują. Pita stoi między niemi nieruchoma. Twarzyczki jej nie widać, bo jest oparta o żerdź przydrożną pleckami. Widać tylko, jak kurczy się jakoś i głowę w ramionka wtula ruchem strwożonego ptaszka.
Tuśka czuje się zadowoloną z wypełniania obowiązku macierzyńskiego. Dała Picie ową rozrywkę, o której mówił lekarz, i to rozrywkę odpowiednią, przyzwoitą i godziwą. Sama zaś musi wypełnić obowiązki dobrej żony. Siada przy stole, rozkłada teczkę i pisać zaczyna.
Kochany mężu! List twój otrzymałam. Cieszę się, że jesteś zdrów i chłopcy także. — Co do naftaliny, to przyznam ci się, iż straciłam w nią wiarę, odkąd przeczytałam, że właśnie mole mnożą się w naftalinie. W każdym razie wdzięczna ci jestem za to, że zająłeś się futrami. Z palmą większa bieda i sądzę, że...
I tak dalej płyną sznureczki liter, omawiajających kwestye futer, palm, fikusa, materaców, przyjęcia nowej sługi. Dalej następuje pochwała pani Warchlakowskiej, dalej słowo o Giewoncie, który jest bardzo »ładny« — dalej...